2015-02-23
«Dzisiaj! Żyj dniem dzisiejszym, Bóg ci go daje, należy do ciebie, Przeżyj go w Nim. Jutrzejszy dzień należy do Boga, Nie należy do ciebie. Nie przenoś na jutro dzisiejszych zmartwień. Jutro należy do Boga, oddaj Mu go. Chwila obecna jest jak kruchy most: Jeśli obciążysz go żalami z wczoraj i zmartwieniami o jutro, most się załamie i stracisz grunt pod nogami. Przeszłość? Bóg ją przebacza. Przyszłość? Bóg ją daje. Żyj dniem dzisiejszym w komunii z Bogiem»
Siostra Margerite de Grandchamp
W świetle tego słowa pragnę dziś spojrzeć i podzielić się tym co się wydarzyło w Nigrze.
Już w dniu mojej powrotnej podroży z Polski do Nigru (16.01) rozwścieczona młodzież manipulowana przez islamistów Boko Haram, po modlitwie, ruszyła na kościół w Zinder, z flaga tej sekty, manifestując przeciwko karykaturze Mohameta w «Charlie Hebdo» we Francji. Spalili wszystkie obiekty kościelne łącznie ze szkolą. Ojcowie Biali, siostry zakonne i wielu chrześcijan ledwo co uszli z życiem bo szukali ich, by ich zabić. To był cud - 34 osoby w tym 2 letnie dziecko były ukryte przez 3 godz. w maleńkim pomieszczeniu bez okna. Tuż przed nim islamiści spalili samochód. Wszyscy byli czarni od dymu, a nikt się nie udusił i dziecko tez nie płakało.
Następnego dnia była kolej na Niamey. Siedziałyśmy w zamkniętym domu bo bardzo blisko nas palili protestanckie Kościoły i bary. Zabrałyśmy Najświętszy Sakrament z Kaplicy i modliłyśmy się o zmiłowanie. Dobrzy sąsiedzi tez czuwali nad nami tuż za bramą.
Po południu zadzwonił ks. Biskup byśmy schroniły się u przyjaciół. Nawet nie rozpakowałam bagaży z Polski jak trzeba było w 5 min spakować to, co najważniejsze, nie wiedząc, co zastaniemy po powrocie.
Noc, po tej czarnej sobocie, przeszła spokojnie. Tam miałyśmy niedzielną Msze św. z 2 przyjaciółmi - księżmi Rwandyjczykami. Oni sami 20 lat temu przeżyli masakry w ich kraju. To pewnie nauczyło ich zachować spokój. To bardzo pomaga. Tego dnia w żadnym kościele nie było Mszy św.
W poniedziałek rano wróciłyśmy do domu.W Niamey narazi wrócił spokój, ale w innych miastach jeszcze przez kilka dni były profanowane, niszczone kościoły i plądrowane mienie chrześcijan - w całym kraju ok. 60 kościołów, w tym 8 dużych katolickich, 3 zupełnie nowe, piękne. Spalone są też liczne bary, restauracje i domy prywatne, w tym domy 4 wspólnot zakonnych. Straszne! Tylko katedra jeszcze się ostała, bo jest otoczona przez wojsko. Były tez ofiary śmiertelne, ale nie wśród katolików.
Małej siostrze Teofili (Rwandyjka) przypominają się wszystkie przeżycia z masakr w Rwandzie. Przeżywa to jednak dość spokojnie, z dystansem powtarzając: «Oblicze diabla wszędzie jest to samo».
Wiele muzułmanów przychodzi, by nas podtrzymać na duchu i potępić te straszne czyny wobec chrześcijan, którzy jak sami twierdzą, że nic złego nie uczynili. Jakub, nasz najbliższy sąsiad, sam od siebie pilnował naszego domu, nocując na naszym podwórku. Pomimo, że już wróciłyśmy, zaproponował, żeby tu spać. I na szczęście, bo o 4.00 zajechał duży samochód i zaczęli mocno pukać w bramę. A że trudno było spać wszystkie 5 (sióstr) wyskoczyłyśmy na równe, drżące nogi. Na szczęście i inni sąsiedzi też się zbudzili i okazało się, że to autobus wypełniany żołnierzami. Nam zostawili dwóch uzbrojonych żołnierzy, żeby nas pilnowali. Reszta pojechała do kolejnych wspólnot i kościołów. Szkoda, że dopiero teraz. To trochę, tak jak lekarz po śmierci pacjenta. Ci żołnierze są teraz z nami cały czas. Nie wiadomo na jak długo.
Tydzień później w niedziele przy zgliszczach były żałobne Msze św. w tych wszystkich "cierpiących" parafiach. Przyszło bardzo dużo ludzi. Msze były aktem odważnej wiary i bardzo głębokim zaproszeniem do przebaczenia i nawrócenia, również nas samych. Nie czuje się nienawiści i to jest bardzo ważne, by przerwać łańcuch przemocy. Pomagają nam w tym nasi dobrzy pasterze: Arcybiskupi Laurent, Nigeryjczyk, młody, świeżo wybrany (8.02 miał być jego Ingres) i Michel, Francuz, który nadal zostanie z powodu tej kryzysowej sytuacji. Poruszony do głębi powiedział Prezydentowi, że już kopił łańcuch, którym przywiąże się do drzwi kościoła jeśli będą chcieli spalić ten ostatni. Pokazał też malusieńki szklany krzyżyk – jedyna rzecz jaką znalazł w tych wszystkich spalonych kościołach, mówiąc, że «tak jak i ten krzyżyk pozostał jako symbol tak tez nasza wiara nadal jest i pozostanie żywa».
Na naszej ulicy, w domu, w pracy i przez telefon otrzymujemy bardzo wiele życzliwości od ludzi (muzułmanów), którzy są zszokowani, że w ich kraju do tego doszło. Nie brakuje bardzo konkretnych hojnych gestów pomocy materialnej. Jakby chcieli wynagrodzić to całe zło, zachęcić, że nie wszystko stracone, zdeptane, że można na nowo podjąć to piękne i jakże trudne DZIEŁO POWSZECHNEGO BRATERSTWA. Oczywiście wszystko pozostaje bardzo kruche, mocne jednak Mocą samego Boga.
Po głębokim rozeznaniu wraz z naszymi odpowiedzialnymi wybrałyśmy, by zostać, bardziej w solidarności z Chrześcijanami, ale też z tymi nielicznymi muzułmanami, dla których obecność Chrześcijan jest bardzo cenna. Dla wielu jesteśmy dużym wsparciem!
Dla niektórych ludzi z zewnątrz, szczególnie dla naszych zatroskanych rodzin, wydaje się nierozsądne, niemądre, że dalej wierzymy w możliwość i sens pozostania tutaj.
Tak, nadal ufamy, że te piękne relacje z naszymi braćmi muzułmanami, budowane przez dziesiątki lat i tak mocno naruszone przez zaledwie 2-3 dni, są i będą nadal możliwe. To zapewne zajmie sporo czasu i będzie możliwe tylko dla myślącej mniejszości. Głęboko jednak jesteśmy przekonani, że właśnie to, podtrzymuje nasz chory i niesprawiedliwy świat. "To, co jest głupstwem w oczach świata, jest mądrością u Boga" (por. 1 Kor 1, 27).
Ogólnie atmosfera w kraju, na ulicach jest dość napięta. Nawet na naszej ulicy czuje się, że udało im się "zrobić ten bolesny podział". Trudniej już o zwykłą szczerość. Jest sporo hipokryzji. Nie wiadomo co kto myśli, poza bardzo nielicznymi wyjątkami. Wciąż nie mogę uwierzyć, że w tym tolerancyjnym i otwartym kraju doszło do tego. Choć nieraz widziałyśmy, jak stopniowo od 20 lat, zmieniała się mentalność pod wpływem systematycznej manipulacji z zewnątrz. Ulice stały się jakby ciasne, mniej przyjazne.
Po 3 tyg., coś jakby zaczęło się zmieniać, chyba jednak bardziej od wewnątrz. Jakaś przedziwna, głęboka radość przynależności do Kościoła, do Chrystusa, któremu wciąż ufam i kocham. Odkrywam też poprzez własne doświadczenia, że Bóg w prześladowaniu jeszcze bardziej umacnia nasza wiarę.
Mieliśmy szczera i głęboką rozmowę. To człowiek o szerokich horyzontach i o dużej wiedzy psychologicznej ludzkich relacji. Studiował przez kilka lat we Francji, mieszkając u chrześcijan. Lubie to jego podejście do życia i ludzi - nie naiwny, a jednak pozytywny i otwarty. Podniósł nas na duchu i nieco rozjaśnił - jak piękny promień światła pośród ciężkich chmur.
Obok tego nieustannego zagrożenia, przeżywamy w Kościele coś z głębokiego nawrócenia, nowego dynamizmu. Czujemy, że potrzeba odkryć nowe formy obecności, misji. Przeżywamy też piękno intensywnego życia, tu i teraz. Jutro należy do Boga.
Dziś rano na Mszy św ks. Biskup bardzo trafnie zauważył, że «teraz kiedy straciliśmy nasze piękne kościoły, moglibyśmy lamentować nad tym brakiem, zdecydowaliśmy jednak kontynuować [naszą misję], bo Obecność Chrystusa jest jeszcze bardziej widoczna poprzez wierność i jedność wspólnoty wiernych».
We wspólnocie bardzo pomaga poczucie humoru. Nie brak tragikomicznych sytuacji. [Paradoksalnie] dużo się śmiejemy, nawet ze śmierci. Lubimy powtarzać: "Trzeba żyć jakbyśmy miały umrzeć jutro, a działać jakbyśmy miały żyć przez wieki".
Zakończę słowem Papieża Franciszka, który nie pozwala zatrzymać się w drodze.
«Nie płacz nad tym, co straciłeś, walcz o to co masz.
Nie płacz nad tym, który zginał, walcz o to, co narodziło się w tobie.
Nie płacz nad tym, który cię opuścił, walcz dla tego, który jest z tobą.
Nie płacz nad tym, który cię nienawidzi, walcz dla tego, który cie kocha.
Nie płacz nad twoja przeszłością, walcz o twoją teraźniejszość.
Nie płacz nad twoim cierpieniem, walcz o twoje szczęście.
Wraz z tym wszystkim co na nas przychodzi, uczymy się, iż każdy problem ma swoje rozwiązanie, potrzeba tylko iść do przodu.
I jeszcze innym słowem, z Listu na rok życia konsekrowanego: «Stajemy się środowiskiem ewangelicznym, kiedy zabiegamy dla siebie oraz dla dobra wszystkich o przestrzeń opieki Bożej, nie dopuszczając do tego, aby cały czas był wypełniony rzeczami, działaniami, słowami. Jesteśmy środowiskami ewangelicznymi, jeśli jesteśmy kobietami pragnienia: oczekiwania na spotkanie, na zbliżenie się, nawiązanie więzi. Oto dlaczego kwestia zasadniczą jest, aby rytm naszego życia, środowiska naszych braterskich wspólnot, wszystkie nasze działania stały się strefą ochrony ‘nieobecności’, która jest Obecnością Boga».
W komunii i jedności na modlitwie mala siostra Jezusa, Violetta.
Niamey,
13 luty 2015 r.