2015-07-03
ROZWAŻ!
„Tylko w swojej ojczyźnie, (...) w swoim domu może być prorok tak lekceważony” (Mk 6,4)
Wspomnienie o powrocie Jezusa do swojej ojczyzny i domu rodzinnego jest opowiadaniem o charakterze biograficznym, zawiera informacje, które nie pojawiają się nigdzie indziej w Ewangeliach, np. wzmianka o zawodzie czy imiona krewnych. Wspólna dla synoptyków jest informacja o powrocie do rodzinnego miasta, choć tylko Łukasz podaje jego nazwę - Nazaret - z dodatkiem, "gdzie się wychował" (4,16). Wspólne są też informacje: o nauczaniu w synagodze, zdumieniu słuchaczy, ich pytaniach, odpowiedzi Jezusa i odrzuceniu przez rodaków (por. Mt 13,53-58; Łk 4,16-30).
Powrót do Nazaretu stanowi zatem próbę interpretacji tożsamości Jezusa na tle całej dotychczasowej działalności. A dla uczniów (i dla nas) jest sprawdzianem, jak przeżywamy swoje przebywanie [bycie] w obecności Bożej, powołanie i misję.
O tożsamość Jezusa rodacy zapytali w nazaretańskim "kwestionariuszu osobowy":
- Skąd On to ma? (pochodzenie)
- I co za mądrość, która jest Mu dana? (wykształcenie)
- Czy nie jest to cieśla...? (zwód, profesja)
- Czy [nie jest to brat] Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry? (pokrewieństwo).
Jezus w oczach rodaków nie zdał egzaminu, niezadowalająco odpowiedział na ich pytania. A więc odrzucili Go, nie uwierzyli Mu, a nawet w dramatycznej relacji Łukasza "(...) zawrzeli gniewem. Zerwali się, wyrzucili Go z miasta i, chcąc Go strącić w przepaść, wyprowadzili na szczyt góry... Lecz On przeszedł pomiędzy nimi i oddalił się" (4, 28n BP).
Niezawodny kard. Martini proponuje ciekawą podpowiedź do aktualizacji dzisiejszego tekstu. Zwróćmy uwagę na cztery nasze postawy, które pojawiają się w sytuacji podobnej do wspomnianej konfrontacji Jezusa z rodakami w Nazarecie. Zbadajmy, jak wyglądają one w waszym życiu.
1) Bóg na pierwszym miejscu. Fundamentalną postawę można wyrazić w kilku pytaniach: Czy oglądam się tylko na Boga? Czy tylko Nim się kieruję? Czy Jezus Chrystus jest moją regułą, moją orientacją, moim punktem odniesienia?
Kiedy przychodzi mi coś uczynić, powiedzieć coś i przemyśleć – na czym się opieram: czy na tym, co czynią, mówią, myślą inni, czy też na tym, czego chce Chrystus?
Wiele razy we wspólnotach parafialnych czy zakonnych, w momencie kiedy się coś postanawia, zwraca się uwagę, co pomyślą sobie inni, i nie jest to całkiem błędne. Przede wszystkim jednak, trzeba by ocenić, czy konkretna decyzja jest zgodna z wolą Bożą, czy sama w sobie jest dobra, czy może być miła Panu. Nigdy nie wypada, byśmy kierowali się okolicznościami, zawsze musimy kierować się tym, co najbardziej podoba się Bogu. W drugiej kolejności można będzie uwzględnić taką czy inną okoliczność, nigdy jednak nie zapominając o tym, czego Pan od nas oczekuje.
2) Nie lękać się ludzi i ich sądów. To inny sposób poświadczenia naszego przebywania przed obliczem Boga. Oczywiście we wspólnotach konieczne jest rozważenie różnych opinii, trzeba jednak wystrzegać się niebezpieczeństwa, że lęk przed ludzką opinią stanie się nadmierny, dokuczliwy, przygniatający. Jeśliby tak się zdarzyło, byłby to znak, że nie przebywamy przed obliczem Pana, że nie wpatrujemy się w Niego.
„W ciemnościach sprawiedliwy jest światłem dla siebie”. Nosi on w swoim wnętrzu własne światło i nie jest uzależniony głównie od sądu innych, nawet gdy jest on użyteczny, nawet gdy posiada swoją wartość, gdy doświadczamy go jako rodzaj wsparcia ze strony naszego otoczenia. Niemniej jest to wartość podporządkowana innej, wartość trzecio- lub czwartorzędna. Sądem bowiem, który się naprawdę liczy, jest sąd Boży. „Mnie zaś najmniej zależy na tym, czy będę osądzony przez was, czy przez jakikolwiek trybunał ludzki. Co więcej, nawet sam siebie nie sądzę. Sumienie nie wyrzuca mi wprawdzie niczego, ale to mnie jeszcze nie usprawiedliwia. Pan jest moim sędzią” (1 Kor 4,3–4).
3) Nie niepokoić się, czy i jak będę zrozumiany. Niektóre osoby zadręczają się obawą, że ich czyny, ich wysiłek, ich służba nie będą należycie zauważone. Stale zadają sobie pytanie: czy ludzie mnie rozumieją? Czy moja rola w Kościele jest doceniana, zrozumiana, szanowana? Są to pytania uprawnione, ale nie dotykają istoty. Liczy się bowiem nie to, że inni mnie doceniają, bardziej lub mniej, i nie to, że moja rola jest jakoś nazwana i uznana, ale to, czy podobam się Bogu: „Żyje Pan, przed którego obliczem stoję”.
4) Ćwiczeniem praktycznym może
być przyjrzenie się, jak przeżywam te uczucia na modlitwie, w czasie modlitwy brewiarzowej i adoracji eucharystycznej.
Oczywiście, niektóre z tych czynności są w ukryciu – myślę o modlitwie
osobistej w milczeniu – i wtedy łatwiej jest być sam na sam z
Bogiem. Natomiast inne czynności są z natury swej czynnościami wspólnotowymi:
szukamy Boga w śpiewie, w gestach czy słowach. I tutaj zaczyna się trudność (zob. Bóg żywy. Rozważania o proroku Eliaszu, s. 36-39). Jak modlę się z bliskimi, w parafialnym kościele, wśród krewnych i rodziny?
MÓDL SIĘ!
Panie, zmiłuj się nad nami, bo tylko Ty jesteś naszym zbawieniem; spraw, żeby odsłoniła się nam prawda o nas samych, nawet gorzka prawda, żebyśmy zobaczyli wszystkie te konieczne rzeczy, których nie chcemy czynić.
Panie, spraw, byśmy nie lękali się wyznać przed Tobą i przed bliźnimi, że jesteśmy bardzo biedni, że jesteśmy sługami zapracowanymi i zabieganymi, ale nie zawsze zważającymi na to, co istotne.
kard. C.M. Martini
Najpierw odpowiedz na pytania postawione Jezusowi (nazaretański kwestionariusz), a później zapytaj o cztery postawy życiowe w konfrontacji ze swoją rodziną, parafią, sąsiadami, mieszkańcami rodzinnej wsi czy osiedla.
ks. Jan Kochel
fot. rodzinne miasto Jezusa - Nazaret; jk