2019-06-28
W
2003 r. Paul Anderson oskarżył w Dublinie znanego irlandzkiego księdza. Nagle,
po 25 latach, Paul przypomniał sobie, że w czasie przygotowań do Pierwszej
Komunii Świętej był przez tego kapłana molestowany. Ksiądz został natychmiast
odsunięty od posługi w swojej parafii i postawiony przed sądem. Szczegółowe
śledztwo wykazało jednak, że oskarżenia wobec kapłana są stekiem bzdur, a Paul Anderson świadomie kłamał, chcąc zaszkodzić księdzu i Kościołowi.
Sąd skazał oszczercę na 4 lata więzienia.
Po odczytaniu wyroku uniewinniającego kapłan
stwierdził: Wolałbym zostać zastrzelony,
prosto w głowę, niż przechodzić przez to, przez co musiałem przejść od momentu
postawienia mnie w stan oskarżenia. Ale ta sytuacja dała mi lepszy wgląd w to,
co musiał przeżywać Jezus Chrystus, który przecież również został fałszywie
oskarżony. A skoro Jego radą było, żeby wybaczać choćby i 77 razy, więc i ja
muszę w sobie odnaleźć to wybaczenie dla Paula Andersona. I wybaczam mu! Wybaczam mu z całego serca! Szczerze proszę, żeby wysoki sąd
wziął to pod uwagę przy wydawaniu wyroku na niego…
Irlandzki kapłan, który został niesłusznie oskarżony i oczerniony, przebaczył swojemu nieprzyjacielowi. W ten sposób zrealizował w praktyce polecenie Chrystusa: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają i módlcie się za tych, którzy was oczerniają (Łk 6,27-28).
Nieco inaczej chcieli postąpić ze swymi nieprzyjaciółmi apostołowie, którzy są bohaterami dzisiejszej ewangelii. Na całe szczęście mieli przy swoim boku Jezusa, który ich w porę napomniał i skorygował ich myślenie. Któregoś dnia Chrystus – podczas swojej wędrówki do Jerozolimy – wysłał przed sobą posłańców, by przygotowali Mu pobyt w jednym z miasteczek samarytańskich. Samarytanie jednak nie przyjęli Jezusa i nie okazali życzliwości Jego uczniom. Taka sytuacja nie była jakimś zaskoczeniem, ponieważ Żydzi i Samarytanie nie przepadali za sobą, a nawet traktowali siebie jako wrogów. Co było powodem ich wzajemnej niechęci do siebie? Otóż po śmierci króla Salomona królestwo dawidowe rozpadło się na dwie części – królestwo północne (Izrael) i królestwo południowe (Juda). Stolicą królestwa północnego była Samaria, a południowego – Jerozolima. Królestwo północne nie tylko odpadło od dynastii dawidowej, ale też oddzieliło się od kultu sprawowanego w Jerozolimie. Na tym terenie kult JHWH został skażony kultami bóstw kananejskich. W 722 r. przed Chr. królestwo północne stało się prowincją asyryjską, a dużą część ludności przesiedlono do Asyrii. Na ich miejsce przybyli obcokrajowcy z Mezopotamii, Syrii i Medii. Po pewnym czasie ludność z dawnego królestwa północnego wymieszała się z pogańskimi przybyszami i otrzymała nazwę ludu samarytańskiego. W VI w. przed Chr. Babilonia podbiła królestwo południowe. Król Nabuchodonozor deportował do Babilonii znaczną część mieszkańców tych ziem oraz zburzył świątynię jerozolimską. W 539 r. przed Chr. perski król o imieniu Cyrus pozwolił Żydom powrócić z wygnania i odbudować świątynię. W tym czasie Samarytanie zadeklarowali przywódcom judzkim swą pomoc. Jednak ich propozycja została odrzucona. Od tego czasu między Żydami i Samarytanami pogłębiała się niechęć, która z czasem przerodziła się we wzajemną wrogość. Nic więc dziwnego, że Samarytanie nie okazali życzliwości ani Jezusowi, ani Jego uczniom pielgrzymującymi do Jerozolimy.
Następnie ewangelista ukazał dwie odmienne postawy względem Samarytan. Jakub i Jan – w porywie złości i gniewu – chcieli, by ogień spadł z nieba i wytracił ich wrogów. Jezus natomiast zabronił im tego i w ten sposób w porę ugasił ich pragnienie zemsty.
Warto w tym miejscu przypomnieć sobie jeszcze trudną relację między królem Saulem a Dawidem. Dawid musiał uciekać przed monarchą, który czyhał na jego życie i chciał go zabić. Saul miał do dyspozycji oddział składający się z trzech tysięcy żołnierzy, natomiast przy Dawidzie zebrało się tylko sześciuset ludzi. Którejś nocy Dawid wraz z Abiszajem zakradli się do obozu króla Saula. Władca ten spał właśnie w środku obozowiska. Abiszaj, widząc tak korzystną sytuację, chciał zabić Saula. Rzekł więc do Dawida: Dziś Bóg oddaje twojego wroga [Saula] w twe ręce. Teraz pozwól, że przybiję go dzidą do ziemi, jednym pchnięciem, drugiego nie będzie trzeba. Dawid jednak nie przystał na propozycję Abiszaja. Nadal widział w królu Saulu pomazańca Pańskiego i dlatego nie śmiał podnieść na niego ręki. Ostatecznie Dawid ocalił życie władcy – swego zagorzałego wroga. Zabrał jedynie jego dzidę i bukłak na wodę, czyli to, co było koniecznie potrzebne żołnierzowi (broń) i człowiekowi (woda). Dawid oddalił się od obozu Saula. Chciał jednak, by król dowiedział się o całej zaistniałej sytuacji. Gdy Dawid był już w bezpiecznym miejscu, krzyknął tak głośno, by Saul i jego żołnierze się zbudzili. Następnie zawołał w stronę króla: Pan dał mi ciebie w ręce, lecz ja nie podniosłem ich przeciw pomazańcowi Pańskiemu. Cóż za podobieństwo z treścią dzisiejszej Ewangelii.